Obywatel
Wspaniali bohaterowie USA którzy obecnie zasiadują w rządzie tego zaiście wielkiego kraju, zesłali nam swoje błogosławieństwo w postaci zmian w Amerykańskim Systemie Nauczania pod nazwą "Common Core". Wspaniałość tego przedsięwzięcia jest nie do zaprzeczenia, jednakże wygląda na to, że ludzie tak prości i żałośni jak ja mają problem z zrozumieniem niektórych zadań z poziomu przedszkolnego i podstawówki. Wygląda na to, że stworzeniom niższym i mniej rozwiniętym od polityków Ameryki, nie jest dane zrozumieć bardziej wysublimowanej logiki Common Core. Jednakże, czemu by nie spróbować przynajmniej zbliżyć się do rządu tego wspaniałego kraju i przyjrzeć się zawartym w tym temacie zadaniom?
Mam nadzieje, że wszyscy będziemy mogli cieszyć się z darów zesłanych ludzkości przez wspaniały rząd Oceanii USA i, że nikt nie będzie próbował wysławiać żadnych ++niedobrych myśli :^).
Offline
Obywatel
A czym to się w ogóle różni od naszych polskich podręczników z matmy do klasy 1., bo nie zauważyłem . Tam też są takie łatwe zadania i też chyba tak se trwają po 20 lekcji. Przynajmniej większość czarno-biała, nie ma takiego złodziejstwa jak u nas, że musi być wszystko kolorowe i zmieniane co 2 lata, byle wydać co rok 200 zł na jedną książkę (chociaż jakby się zastanowić tym tragicznym stanem "darmowych książek", za które będzie musiał przepłacać inny rocznik, a nie ma w nich nawet obrazków, to nie wiem co lepsze).
Offline
Obywatel
Kamilo67 napisał:
A czym to się w ogóle różni od naszych polskich podręczników z matmy do klasy 1., bo nie zauważyłem . Tam też są takie łatwe zadania i też chyba tak se trwają po 20 lekcji. Przynajmniej większość czarno-biała, nie ma takiego złodziejstwa jak u nas, że musi być wszystko kolorowe i zmieniane co 2 lata, byle wydać co rok 200 zł na jedną książkę (chociaż jakby się zastanowić tym tragicznym stanem "darmowych książek", za które będzie musiał przepłacać inny rocznik, a nie ma w nich nawet obrazków, to nie wiem co lepsze).
Zgodzę się ++całkowicie ++dobry obywatelu. Te zadania --różnią się od dzisiejszych zadań a nawet są bardziej ++dobre! Myśleć inaczej było by ++niedobrą ++zbrodniomyślą.
Oto kilka innych zadań od Wielkiego Brata.
Offline
Obywatel
Za chwile bedzie u nas jak idiotesty.
Offline
Amerykański system edukacji to jakaś porażka. Próbowaliśmy ostatnio z Mr eLką dojść do sensu tych wszystkich zadań. Sensu nie znaleźliśmy, poza oczywistą indoktrynacją najmłodszych. Pewnie prędzej czy później wprowadzą podobne rozwiązania u nas, system testowy to początek. Generalnie szkoda gadać.
Offline
Generał
Wygaszamy normalne myślenie. A przynajmniej to co z niego zostało.
Jestem pod wrażeniem, jak łatwo można proste zadania zmienić w katorgę. Doliczając do tego te wielkie ciężkie plecaki. Kombinowałem ile mogłem, żeby nie brać np. podręcznika czy dwóch i nieco odciążyć plecak. Teraz na studiach jeżdżę na zajęcia z pustym plecakiem poza zeszytem czy dwoma, ciuszkami na przebranie i czymś do przegryzienia i popicia. Okazyjne książki z biblioteki, ale je po prostu czytałem z domu a nie wlekłem po całym mieście bez dobrego powodu.
Wygaszamy.
Wygaszamy.
Wygaszamy.
Offline
Obywatel
W podstawówce nam mówili, że mamy sobie mniejsze zeszyty nosić, bo niszczymy sobie plecy. Ciekawe co mi to da jak do angielskiego zawsze muszą być dwie wielkie, do polskiego też dwa grubasy (i później setki zeszytów, bo trzeba dużo pisać, a później się nie da uczyć z tych notatek, bo zamiast zrobić krótkie zdanie, to się robi wypowiedź jakbym poetą normalnie był). Wielka książka do informatyki, z której się w ogóle nie korzystało itd.
W gimnazjum są podobne rozmiary książek, ale nie ma już tej do informatyki. Za to trzeba kupować książki do religii, z których się nie korzysta, a w tym roku ksiądz mówił nam, że wolałby jakby jeszcze te najdroższe, najnowsze kupiono... Lepiej było rok temu z katechetą, który sam nam powiedział jak to się "zmieniały" te książki, że tylko okładka, a w środku wszystko identyczne. Poza tym, książki są normalne, jedynie te do języków wielkie mam.
Co do samego tematu, to ciekawe co to za zdenerwowany rodzic pisał w tym ostatnim obrazku .
Offline
Generał
Cóż co do religii to mamy inne spostrzeżenia. W moim przypadku katecheci to byli kompletni dekle, co powinni się raczej w wariatkowie znaleźć. Księża byli w porządku. Mój ksiądz z gimnazjum był otwarty na różne światowe tematy, rozmawialiśmy o różnych technicznych nowościach, komputerach, telefonach, sporcie. Inny też był zabawny, bo parę razy przychodził z główką kapusty i ją tak po prostu konsumował. W liceum akurat wypadła zmiana naszego księdza, który był taki łagodny i rozanielony, trochę jakby wpół wniebowzięty. Potem przyszła zmiana i pojawił się ksiądz młody i nowoczesny. Organizował różne przyjęcia kulturalno-sportowe i ogólnie prezentował się całkiem nieźle.
Za to pierwsza osoba, która uczyła mnie religii, katechetka była wyjątkiem spośród wielu. Dedykacji jej nie brakowało, jeździła też na misje. Pewnego dnia złapała tam w Afryce tropikalną chorobę i zmarła. Cóż, do końca na posterunku.
Co do książek, to raz kupiona była książka do religii i już nigdy więcej. Może katecheci bardziej na to nastawali, ale księża mieli to gdzieś. Zresztą religia była dobrą 45 min porą luzu, odrobienia lekcji na kolejne zajęcia czy szybkiego doedukowania się na sprawdziany. Standard.
Najdroższe książki są do języków obcych, szczególnie angielskiego. Z resztą różnie bywało.
Książka do informatyki? Bleh, nigdy nie lubiłem pisania czegokolwiek z informatyki. Dla mnie to było jakbym się uczył pływania na sucho. By uczyć się o kompie potrzeba kompa. Na szczęście nie musiałem 2 godziny pisać BHP pracowni.
Offline
Obywatel
Spotkales świętą! To miales szczecie!
Offline
Człowiek się uczy radzić całe życie, W podstawówce kupował wszystko co kazali, w gimnazjum co ważniejsze książki i zeszyt do każdego przedmiotu, technikum czas noszenia zeszytu na 2/3 przedmioty i 1 lub 2 książki bardzo potrzebne, a na studiach mam 3 zeszyty na semestr bez książek .
Offline